niedziela, 8 września 2013

Szara Szkolna Rzeczywostość

   Szkoła rozpoczęła się na dobre. Jestem zalatana. W tygodniu nie mam chwilki wolnego czasu nawet na to, żeby pograć na gitarze, a to oznacza, że naprawdę jest ciężko. Sama jednak tego chciałam. Chciałam tej szkoły i tego zabiegania, to mam. 
   Spotkałam się z A., która rzuciła w przerwie pomiędzy obgadywaniem nowych koleżanek, a narzekaniem na nowy plan lekcji, że ma chłopaka. Lepszego momentu naprawdę nie mogła sobie wybrać. Cieszę się, bo to w końcu moja przyjaciółka. Wiem, jak bardzo jej na nim zależało. Mocno trzymam za nich kciuki, bo oboje są naprawdę wspaniałymi, zabawnymi osobami. 
   Mam za sobą już pierwszą etykę. Jestem pozytywnie zaskoczona. Myślałam, że na tym przedmiocie blondynka w średnim wieku (która nie wysiliła się na to, żeby się przedstawić), zacznie wciskać mi i 25 innym osobom z klas I, II i III, kity o różnych innych religiach. Tymczasem lekcja ogranicza się do wolnych rozmów i dyskusji na temat filozofii i różnych punktów widzenia otaczającej nas rzeczywistości. Pozytywnie. 
   Nie mogę przyzwyczaić się, że w mojej nowej szkole nie słychać dzwonka. Wiem, że takowy dzwoni, ale jakoś nigdy nie potrafię go usłyszeć.
Dzisiejsze przedpołudnie spędziłam na segregowaniu nagromadzonych w folderze Downloads zdjęć Marsów, Linkin Park, GN'R i innych. Zajęło mi to dużo czasu, ale zrobiłam to przynajmniej porządnie. 
   Za tydzień jadę z klasą na wspomniany kiedyś tam biwak. Będą otrzęsiny, będzie ognisko. Problem polega na tym, że nie jedząc mięsa będę ślęczała tam z suchą bułką? Muszę coś wymyśleć. Nie mam pomysłu, ale do tego czasu pewnie na coś wpadnę. Najwyżej postawię na pomarańczowe Sunbites ;)





piątek, 30 sierpnia 2013

Snucie planów vs. Życie

   Chciałam spędzić końcówkę wakacji spokojnie. Chciałam nic nie robić, oglądać filmy i wynudzić się na zapas.

Nie da się.

  Wczoraj połowę dnia spędziłam na włóczeniu się po mieście z A. i P. W zasadzie bez celowe, ale mogłyśmy przynajmniej obrobić wszystkim tyłki i się pośmiać. Pozytywnie.
   Dzisiaj nareszcie udało mi się zdobić czarną farbę do moich pseudo-malunków. Zwykła arylowa w pudełku (do malowania elewacji bodajże :D). Na papierze prezentuje się znakomicie, więc jest dobrze.
   Jutro natomiast snuję plany, oj wielkie plany! Wyjście z grupą (prawie) całkowicie nowych znajomych/nieznajomych. Poddenerwowana na plus ;) Tylko w co ja mam się ubrać, żeby wyglądać, jak człowiek? Najlepiej wybrałabym czarne ciuchy, ale nie chcę nie wiadomo jak wszystkich do siebie zrazić. Nie o to mi chodzi ;D

Może czerwone rurki. Wybaczcie, że tak to przeżywam, no ale... mam powód no!

   Nie dość, że wypiłam po południu latte to na dodatek moi rodzice wzywali straż pożarną do moich sąsiadów przez ścianę, bo zapalił im się głupi garnek! Wiecie ile najadłam się strachu? Nie wiem, co ze mną jest nie tak, ale boję się ognia. Nie potrafię tego przełamać! Nie zapalam świeczek, papierosów... A jeśli usłyszę, że skądś się dymi... już po mnie.
Do tego doszła wiadomość o tym spotkaniu.

Nie zasnę. Nie ma takiej opcji!


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

"Rośnie we mnie gniew"

   Jestem pieprzoną zazdrośnicą. 

   Wiem o tym. Wychowano mnie w końcu na jedynaczkę, która otrzymuje wszystko, o czym zamarzy prędzej, lub później. Najgorzej jednak, gdy tego czegoś dostać nie mogę. Nie mam na myśli tutaj szpanerskiego iPhone'a, czy oryginalnych Martensów (które tak zupełnie na marginesie mówiąc, nie specjalnie mi się podobają). Tu o sprawę, której kupić się nie da (przynajmniej tego wymaga od nas wszystkich etyka i moralność własna, głęboko zakorzeniona w każdym człowieku) chodzi. Uczucia, mili państwo i drugi człowiek; pokrewna dusza; przyjaciel.
 
Mam przyjaciółkę. 

   Piszę to z ręką na sercu. Mogę jej ufać, zadzwonić o każdej porze i wyciągnąć z domu, kiedy zechcę. Zresztą ona robi dokładnie to samo ze mną. A jednak ciąglę jątrzę i jątrzę w mojej głowie. Szukam problemów.

Nie potrafię się zaangażować.

   Nawet jeśli przychodzi do mnie ktoś z rodziny, kogo bardzo lubię. Jest fajnie, ale do pewnego momentu. Później zawsze cieszę się, że wyszedł i odzyskałam swój święty, niczym nie zakłócany spokój. A. również się to tyczy.

Czy to normalne?

Cholera jedna wie. 


   Festiwal okazał się klapą. Dziękuję wam wspaniałe kumpele, które nie wstydzicie się spotykać ze mną na mieście, ale zupełnie inaczej patrzycie na pogadanie ze mną w swojej grupie kolegów; chłopaków; tró friends'ów i całego tego gówna. Myślicie, że spotkam się z wami za kilka dni i będę w szampańskim nastroju snuć się bez celu po ulicach miasta mojego znienawidzonego, udając przeszczęśliwą, że kopnął mnie ten zaszczyt?
   Serio miałam nadzieję, że nareszcie się ułoży. Przecież ktoś dał mi jakąś podstawę, bym mogła tak myśleć. Przytoczę tu (i mam cichą nadzieje, że będę mogła robić to częściej) myśl, że o wiele lepiej czuję się w towarzystwie obcych mi osób z nowej klasy. Wydaje mi się, że oni po prostu poznali inną osobę; lepszą wersję mnie. I tego będę się trzymać.


___________________
Nawet emisja koncertu o.n.a. na TVP Rozrywka wcale nie poprawiła mi humoru.


niedziela, 18 sierpnia 2013

Brand New Start

Podobno właśnie dzisiaj kończy się długi weekend? :) Powiem wam, że jakoś specjalnie go nie odczułam. W czwartek obijałam się, złożyłam życzenia urodzinowe cioci i to byłoby na tyle. W piątek spędziłam praktycznie cały dzień na dworzu. Razem z N. K. R. i A. urządziłyśmy sobie "zlot czarownic", czyli po prostu spotkałyśmy się po dłuższym czasie przerwy. Zabawne, że dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że to koniec. Nie jesteśmy już koleżankami z klasy. Nigdy nie będziemy uczyć się na sprawdzian pod drzewem na boisku, czy chować się przed mrozem w szkole. Nie w tym składzie. I tu kolejna rozkmina się nasuwa. Jestem zupełnie inna; gadatliwa, towarzyska i wesoła, w innym towarzystwie. Z N. K. R. i A. czuję się dobrze, ale w ogóle się nie udzielam; nie wcinam w rozmowy ect. Milczę i słucham. W gronie nowych znajomych czuję się luźniej, inaczej... pokusiłabym się nawet o stwierdzenie "lepiej"? Btw... Na mieście widziałyśmy praktycznie całą naszą starą klasę. Nie byłyśmy z tego wcale, a wcale zadowolone. Zamiast obgadywania szanownych plastikowych tyłków w pizzerii, siedziałyśmy sztywno, czekając kiedy grono osób pustych i płytkich, jak kałuża pójdzie sobie w siną dal. Wczoraj załatwiałam resztę podręczników do szkoły. Został mi jeszcze angielski, którego na razie nie kupię. Nie mam pewności, czy grupa zaawansowana na rozszerzeniu w ogóle powstanie, a książka jest pioruńsko droga. Jutro wyruszam na polowanie do Biedronki, przepychać się pomiędzy rozwrzeszczanymi przedszkolakami, a ich mamami po zeszyty. Bo ja to wybredny człowiek jestem... Skoro nie lubię jakiegoś przedmiotu, to fajnie byłoby gdyby chociaż zeszyt mnie nie odrzucał. 

Po raz enty będę narzekać, że muszę codziennie jeździć na rowerze, nie mogę zjeść sobie lodów, a jest cholernie gorąco. Albo figura, albo dogadzanie sobie. 

W sobotę Festiwal Mocnych Brzmień... sialalalala :P Szkoda tylko, że będzie na nim nie tylko moja A., ale także jej K. Obiecałam, że nie będę uprzedzona i dotrzymam słowa. Zaczynamy znajomość od początku? Nie ma sprawy! Oczekuję jednak tego samego od niej.


środa, 14 sierpnia 2013

Integracja i pierwsze wrażenie

   Czy mieliście w życiu sytuacje, że chcieliście wyglądać i zachowywać się "idealnie"? Tak bardzo zależało wam na zrobieniu dobrego pierwszego wrażenia i nie strzeleniu żadnej gapy? No właśnie ja dzisiaj po raz pierwszy bardzo tego pragnęłam. Pierwsze spotkanie z ludźmi z nowej klasy. Podstawowy problem kobiety? W co się ubrać oczywiście :) Mimo, że przygotowałam ( a nawet miałam na sobie) koszulkę ze Slashem, to ostatecznie z powodu wiatru, zimna i mżawki zrezygnowałam z niej na poczet granatowej marynarki, bandany i zwykłej czarnej koszulki, obowiązkowo do czerwonych rurek ma się rozumieć. Pomijając etapy:" Ręce mi się trzęsą i chyba nie dam rady" oraz "Osz kurde, nikt nie przyszedł", było zajebiście, a słowo to niezbyt wyszukane, genialnie opisuje całe spotkanie. Sztywne przywitanie i ooo!!! Te dziewczyny na szczęście znam! Tych nigdy w życiu nie widziałam! Następnie pizza i tu zaczęło robić się całkiem miło. Mam w klasie WEGETARIANKĘ! A już się bałam, że będę musiała zmusić się do pizzy z kurczakiem i jeszcze innym paskudztwem! Po wyjściu trzech dziwnych i milczących dziewczyn pijących dietetyczne shake'i, atmosfera rozluźniła się jeszcze bardziej. Na koniec (po odwiedzeniu dwóch marketów) w okrojonym i na pewno bardziej znajomym składzie posiedzieliśmy jeszcze na rynku. Nawet nie wiecie, jaką mam radochę z tego, że mogę z kimś gadać w kółko o Linkin Park i Pamiętnikach Wampirów ;D Moje dwie obsesje, które nareszcie mam okazję z kimś dzielić. Najlepsze jest to, że A. i A. znam już od przedszkola, a nigdy nie miałam szansy z nimi normalnie porozmawiać :P Może sama jej sobie nie dałam?

Oby tak dalej. Mam nadzieję, że nikt się nie zgrywał, nikt nie robił sobie jaj i wszyscy byli sobą.

Na pewno jeszcze to powtórzymy! Potrzebna jest konferencja... Nareszcie przyda się Facebook :D

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Czasami moje zachowania, decyzje nie mają najmniejszego sensu

Tylko ja mogę iść w upał na drugi koniec miasta po jogurt do Kauflandu, nie? Co mogę poradzić na to, że poprzedni dzień spędziłam leniwie i bezmyślnie na oglądaniu serialu? Chociaż w taki sposób można zapewnić sobie rozrywkę. Dzisiaj na przykład spotkałam się z A. (taak, już się nie gniewamy). Tradycyjnie zajrzeliśmy do kilku śmateksów, czy czasem nie ma w nich jakiejś ciekawej koszulki (np z Rolling Stones). No i trafiliśmy na Rollingów. Sztuk dwie. Identyczne! Tak więc wyglądamy jak siostry, co uwieczniłyśmy zresztą na zdjęciu ;D Planuję wyjść jeszcze na ścieżkę rowerową podziwiać perseidy. Wiem, że w rzeczywistości to nie spadające gwiazdy a pył i resztki po komecie, ale warto pomyśleć życzenie. Może się spełni?

Strasznie wypadają mi włosy. Poczytałam, poszperałam i wydumałam Skrzypovitę. Mam nadzieję, że po pożarciu pudełka z czterdziestoma tabletkami zauważę jakiś efekt.

W środę spotkanie. Nie chcę tego zawalić! Ma być idealnie! Muszę ubrać się normalniej, niż na codzień, chodź z drugiej strony nie chciałabym udawać kogoś, kim nie jestem. Może pozostać... sobą? Nie wiem, co mam zrobić. Chyba lepiej wychodzi mi kreowanie życia postaciom z moich opowiadań, niż podjęcie rozsądnej decyzji w realu.



piątek, 9 sierpnia 2013

"Ekscentryczny" Pan Brzydal i nowe AB

   Namolny sąsiad NA RAZIE siedzi cicho. Ja naprawdę jestem cierpliwym i spokojnym człowiekiem. Ci, którzy mnie znają, wiedza, że mało co potrafi wyprowadzić mnie z równowagi, ale są pewne wyjątki. Na przykład wychudziały Pan Brzydal z parteru lat 25. którego hobby, pasją i wielką miłością jest muzyka techno, dubstep i house. Uwielbia słuchać jej na cały regulator z włączonym na maksa subuferem wtedy, kiedy jest w domu, czyli praktycznie 5 dni w tygodniu. Może to moje uszy są tak przewrażliwione, ale widok drżącej w szklance wody był już raczej nie na miejscu, nie?
Całe szczęście właściciel przyjechał, zrobił porządek i można spokojnie kłaść się spać (wspomniałam o tym, że Pan Brzydal słucha muzyki szczególnie głośno nocami?).

   Zastanawiam się powoli nad tym, w jakiej stylówie zaprezentować się na Festiwalu Mocnych Brzmień (tak, NAWET JA mam takie rozterki). Zostało 14 dni :D

   Ostatnio ogarnęła mnie taka nuda i nicnierobienie, że oprócz codziennej jazdy na rowerze (i okazjonalnie zakupów) siedzę wyłącznie z gitarą, bądź laptopem. Piszę, albo gram; dość ograniczające zajęcie. Ja lubię, jak coś się dzieje! Układam w głowie szybki plan dnia i robię mnóstwo rzeczy jednocześnie. Zajęcie daje mi przyjemność, bo wtedy się nie opierdzielam. A jak się nie opierdzielam, to nie rozmyślam o tym, o czym nie powinnam.

   Co byłby za mnie za fan, gdybym nie wspomniała o zamieszaniu związanym z nową płytą Alter Bridge. Podobno upszejmny fan opublikował cały krążek w sieci. O ile plotka o całym albumie Fortress była/jest informacją niesprawdzoną, o tyle singiel, który ujrzał światło dzienne tydzień przed premierą to już całkowita prawda. Przyznam się bez bicia: nie wytrzymałam i skorzystałam z okazji przesłuchując go wcześniej. Wrażenia? Nooo na pewno zaskoczenie. Tak mocnego AB jeszcze nie mieliśmy okazji usłyszeć, ani w Blackbird, ani w AB III. Jest i porządna perkusja i dobrze zmiksowany z tłem muzycznym wokal. Nawet solo Tremonti'ego nie wydaje się długie i przekombinowane. Bardzo na plus!
 Dobrze, że zespół zdecydował się na wcześniejszą premierą kawałka Addicted To Pain. Zresztą, w tej sytuacji,  nie mieli chyba innego wyjścia. Dzięki temu pozbyłam się moich małych, prywatnych wyrzutów sumienia :)